GRAFFITI ŚMIERCI cz I

GRAFFITI ŚMIERCI cz I

GRAFFITI ŚMIERCI cz I
autorem artykułu jest Karol Karolczyk

Bez wątpienia to osiedle oraz dwa sąsiednie były niegdyś marzeniem każdego architekta. Bez wątpienia urbaniści szlochali ze szczęścia nad projektem, który upychał trzysta trzydzieści sześć osób na hektarze powierzchni i jeszcze mógł poszczycić się placem zabaw dla dzieci. Z pewnością przy budowie Spector Street zbito niejedną fortunę i wielu pozyskało sławę, a na jego otwarciu mówiono, iż stanie się wzorcem, według którego wznoszone będą wszystkie przyszłe osiedla.

Lecz planiści - wypłakawszy łzy, skończywszy przemowy - zostawili osiedle samemu sobie; architekci mieszkali w odrestaurowanych gregoriańskich kamienicach po drugiej strome miasta i pewnie nigdy nie postawili tutaj stopy.

A nawet gdyby tak się stało, nie popsułoby im samopoczucia zdewastowanie osiedla. Ich dzieło (mieli prawo argumentować) było równie piękne, co zwykle: kształty niezrównanie dokładne, proporcje doskonale wyliczone. To ludzie zniszczyli Spector Street. Co do tego nie było dwóch zdań. Helen rzadko widywała w mieście równie doszczętnie zdewastowane miejsca. Lampy zostały potłuczone, a parkany ogródków leżały na ziemi. Samochody - z których uprzednio usunięto silniki i koła, a następnie spalono nadwozia -stały blokując wjazdy do garaży. W jednym z podwórek trzy czy cztery mieszkania na parterze strawił doszczętnie ogień, a ich okna i drzwi zabito deskami oraz pogiętymi, metalowymi okiennicami.


Jednak dużo bardziej intrygujące były graffiti. Właśnie aby je obejrzeć Helen przyszła tutaj, zachęcona opowieścią Archiego i - trzeba przyznać - nie czuła się rozczarowana. Trudno było uwierzyć, oglądając całe mnóstwo różnorakich rysunków, imion, przekleństw i haseł, które wyskrobano i wymalowano szprejem na każdej dostępnej cegle, iż Scuttle Street liczy sobie zaledwie trzy i pół roku. Ściany, swego czasu tak dziewicze, teraz były niemiłosiernie pobazgrane, tak, że Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania nie mogło nawet marzyć o doprowadzeniu ich do pierwotnego stanu. Warstwa wapna, która miałaby pokryć tę kakofonię obrazów, dostarczyłaby jedynie „pisarzom" świeżego i daleko bardziej nęcącego podłoża dla zaznaczenia swojej obecności.


Helen była w siódmym niebie. W którąkolwiek stronę by się obróciła, wszędzie widać było nowe materiały do jej pracy dyplomowej: „Graffiti - symptomy miejskiej rozpaczy". Był to problem, który łączył oba jej najbardziej ulubione przedmioty - socjologię i estetykę. Spacerując po osiedlu, zaczęła się zastanawiać, czy z tego zagadnienia, obok pracy, magisterskiej, nie powstanie również książka. Chodziła od podwórka do podwórka, zapisując całe mnóstwo co bardziej interesujących bazgrołów i notując ich położenie. Następnie cofnęła się do samochodu po aparat oraz statyw i wróciła w najciekawsze miejsca, aby sporządzić fotograficzną dokumentację ścian.
Zajęcie przyprawiało o dreszcze. Nie była profesjonalnym fotografem, a po późnopaździemikowym niebie chmury pędziły w najlepsze, nieustannie zmieniając natężenie światła padającego na cegły. Podczas gdy mordowała się z ustawieniem właściwego czasu naświetlania, aby skompensować ciągłe zmiany oświetlenia, jej palce stawały się coraz sztywniejsze, cierpliwość coraz to mniejsza. Lecz nie poddawała się mimo wszystko, pchana próżną ciekawością przechodnia. Tyle jeszcze zostało do utrwalenia. Przypominała sobie ciągle, że obecne niewygody zwrócą się z nawiązką, kiedy pokaże zdjęcia Trevorowi, którego sceptycyzm co do sensowności projektu widoczny był doskonale od samego początku.


--
:)

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zobacz takze:
Inteligencja Twojego dziecka, czyli co każdy mądry rodz
Skuteczne pozycjonowanie stron
Sklepy sportowe – kryteria wyboru
Nowoczesne aparaty cyfrowe
Hale namiotowe